II wojna światowa Forum dla miłośników Historii i wojen

II wojna światowa Broń, Żołnierze, książki i wiele więcej


#1 2007-10-21 15:21:26

Bleidd

starszy szeregowy

Skąd: Strzegom
Zarejestrowany: 2007-10-21
Posty: 5
Punktów :   

Eben Emael

Po wygranej wojnie w Polsce, Niemcy szykowali się do ataku na zachód. Planowali zaskoczyć swoich wrogów nową taktyką, czyli "wojną błyskawiczną". Jednak aby ją zastosować musieli pokonać jeden problem. Tym problemem był fort Eben Emael w Belgii. Był on zbudowany na planie trójkąta i zajmował obszar 45 hektarów. Najdłuższy bok liczył 1300 metrów, biegł wzdłuż Kanału Alberta i był on najbardziej narażony na ataki nieprzyjaciela. Mimo to zawierał najmniej bunkrów, gdyż chroniły go trudne do sforsowania przeszkody terenowe: kanał o szerokości ponad 50 metrów i 65 metrowa, prawie pionowa skała. Drugi bok liczył 200 metrów mniej, a wzdłuż niego ciągnęła się fosa o szerokości około 15 metrów. W pobliżu płynęła też rzeka Geer, której przejście w ogniu fortowych dział pociągnęłoby za sobą olbrzymie straty. Trzeci bok był natomiast najbardziej broniony, gdyż ochraniała go "tylko" skarpa o wysokości sięgającej do 12 metrów. Znajdowało się tam najwięcej bunkrów oraz dodatkowo karabiny maszynowe i działa przeciwpancerne. Mosty w Maastricht i Vise były w zasięgu 12 dział kalibru 75 mm, wbudowanych w 4 bunkry. To był właśnie główny problem Wehrmachtu, gdyż w razie ataku, pociski wystrzelone z fortu, mogły w kilka chwil zniszczyć mosty na Kanale Alberta i Mozie, opóźnić atak i zadać wielkie straty nieprzyjacielowi. Forteca posiadała także opuszczane 2 kopuły pancerne z 2 działami kal. 75 mm oraz dodatkowe dwa działa 120 mm. Twierdzy tej broniła 700 osobowa załoga, która mogła przez 3 miesiące odpierać ataki przeważających sił niemieckich. Patrząc na tą fortecę wydawałoby się, że jest ona nie do zdobycia przez żadną armię z marszu. Lecz jak to bywa z takim obiektami "nie do zdobycia", zawsze istnieje jakiś prostszy sposób ich zniszczenia. Tym razem zagładę Eben Emael miały przynieść jednostki komandosów. Dowództwo belgijskie z góry wykluczyło jakiekolwiek akcje dywersyjne, gdyż fort królował nad okolicznymi terenami i wszystko było widoczne jak na dłoni, a na akcje spadochronowe nie było tam miejsca, gdyż większość spadochroniarzy, zostałaby zniesiona poza teren fortu przez wiatr, a z resztą uporaliby się obrońcy. Dlatego nie zainstalowano żadnych zapór przeciwdesantowych na pobliskiej łące ani nie postarano się o obronę przeciwlotniczą. Był tam wprawdzie jeden poczwórnie sprężony karabin maszynowy, lecz nie odegrał on żadnej roli w starciu. Niemcy wysłali na akcję grupkę 83 komandosów z porucznikiem Witzigiem na czele. Niestety musiał on wrócić na lotnisko wraz z 24 swoimi ludźmi, gdyż dwa szybowce zerwały się z holu. Do celu doleciało tylko 59 komandosów. Cała akcja wydawałaby się jednym wielkim nieporozumieniem, gdyby nie nowa broń, jaką dysponował Wehrmacht. Był to nowy rodzaj ładunków wybuchowych o zadziwiających rezultatach: 50 kg ładunku potrafiło przebić 50 cm warstwę betonu. Zadanie spadochroniarzy było jedno. W jak najkrótszym czasie musieli zniszczyć większość punktów obserwacyjnych i unieszkodliwić wszystkie działa. Jeśli element zaskoczenia uda się, to mają duże szansę na powodzenie, gdyż Eben Emael był zupełnie nieprzygotowany do prowadzenia ognia na powierzchni i to z bliskiej odległości.

Po dwóch minutach Delica (dowodził akcję do czasu przybycia Witziga) zniszczył już jedno stanowisko obserwacyjne. Jednak już na początku pojawił się mały problem. Nie udało się zniszczyć wieżyczki z działami kal. 75 mm, która już teraz nie była groźna, jednak miała w zasięgu łąkę, na której za kilkanaście minut miały wylądować posiłki. Delica wezwał na pomoc bombowce Ju 87, które choć nie mogły wyrządzić żadnych szkód bunkrom, to jednak odegrały ważną rolę psychologiczną. Po ich akcji Belgowie schowali wieżyczkę pod ziemię i do końca bitwy nie odważyli się jej wysunąć z powrotem. W północnej części fortu Niemcy także odnosili sukcesy i niszczyli systematycznie kolejne punkty oporu. Paradoksalnie ta forteca "nie do zdobycia" uległa grupce żołnierzy w przeciągu kilku minut. Zaskoczona załoga nie była w ogóle przygotowana do odparcia ataku (mimo, iż kilka godzin przed akcją w forcie został ogłoszony alarm). Schowali się oni w podziemnych korytarzach i biernie czekali na nadejście Niemców. Wszak nie była to ich całkowita wina, gdyż w bunkrach nie zainstalowano żadnych stanowisk strzeleckich, przez które mogliby prowadzić ostrzał. Z drugiej strony, gdyby wszyscy obrońcy wyszli na powierzchnię to bez problemu rozprawiliby się ze spadochroniarzami. O 8:00 większość dział i kopuł obserwacyjnych została zniszczona, jednak cały czas w korytarzach znajdowało się 700 żołnierzy. W Canne stacjonował batalion saperów, który miał iść z pomocą komandosom, jednak belgijscy żołnierze wysadzili jedno z przęseł, unieruchamiając w rejonie mostu idące z odsieczą wojska. Dodatkowo saperów powstrzymywało stanowisko karabinu maszynowego w Eben Emael. Belgowie także próbowali przyjść z odsieczą obrońcom, lecz karabiny maszynowe komandosów wybiły im to z głowy. To spowodowało, że morale obu walczących stron zaczęło podupadać. Niemcy zniszczyli wprawdzie dużą część fortu, lecz w bezpośredniej walce, nie mieliby szans z dziesięciokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. Załoga fortu natomiast musiała cały czas czekać, aż Niemcy zrobią swoje i zejdą do podziemi. I właśnie ta niemoc i oczekiwanie osłabiało morale Belgów. Tymczasem o 8:30 pojawił się Witzig wraz z 24 komandosami, co sprawiło, że reszta żołnierzy poderwała się do walki i ruszyła do szturmu na fort. Niemcy wdarli się bunkra Maastricht 1 (nazwa wzięła się stąd, że był to jeden z dwóch bunkrów mający w zasięgu to miasto). Przy pomocy ładunków akumulacyjnych wysadzali kolejne zapory, przygotowywane przez obrońców. Fala wybuchów była tak silna, że zabiła załogę tego bunkra. Tymczasem bliźniaczy bunkier Maastricht 2 bronił się nadal. Tam żadne z dział nie zostało zniszczone, a osłony betonowe dawały poczucie bezpieczeństwa załodze. Głównodowodzący obroną fortu nakazał zataić informację o forcie Maastricht 1, gdyż wiedział, że podziałałoby to demoralizująco na resztę załogi. Wreszcie jednak wieść ta rozniosła się po fortecy i wtedy morale błyskawicznie się załamało, a opór zaczął słabnąć. Wielka forteca skapitulowała przed grupką kilkudziesięciu spadochroniarzy. Straty po stronie niemieckiej wynosiły 6 zabitych i 15 rannych, a po stronie belgijskiej 23 zabitych i 59 rannych.

Na klęskę wpływ miało kilka czynników. Najważniejszym było słabe zabezpieczenie przed atakiem z powietrza. Praktycznie żadnych stanowisk p.-lot. oraz zlekceważenie możliwości lądowania na łące. Wystarczyłoby postawić tam kilkadziesiąt drewnianych słupów i byłoby po całej akcji. Usprawiedliwieniem dla belgijskich dowódców może być fakt, że do tamtej pory nikt nie słyszał o desancie szybowcowym. Nie bez znaczenia było też zlekceważenie alarmu oraz niewyposażenie fortecy w stanowiska strzeleckie, które umożliwiłyby skuteczniejszą obronę. Także niskie morale oraz chęć unikania bezpośredniej walki ułatwiły Niemcom zadanie. Jeśli chodzi o drugą stronę to do zwycięstwa przyczyniło się zupełne zaskoczenie oraz nowe ładunki akumulacyjne, którymi komandosi niszczyli kolejne bunkry.


"Celem wojny nie jest zginąć za swoją ojczyznę, tylko sprawić by tamci skurwiele zginęli za swoją." -
George Patton

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.gry-all.pun.pl www.garadera.pun.pl www.theshinobiworld.pun.pl www.forumsko.pun.pl www.seniorzywg.pun.pl